Miesiąc po wyborach, a w Zabrzu jakby kampania nigdy się nie skończyła. Zamiast współpracy i skupienia na problemach miasta, w sieci trwa festiwal emocji i wzajemnych oskarżeń.
Na czele – dobrze znane twarze lokalnej polityki: Agnieszka Rupniewska i Krzysztof Lewandowski. Jeszcze niedawno w samorządowej elicie, dziś – samozwańczy komentatorzy, którzy z pozycji ekspertów oceniają każdy ruch nowego prezydenta Kamila Żbikowskiego.
Problem w tym, że to nie jest żadna „obywatelska kontrola”. To powrót starego układu, który nie potrafi pogodzić się z utratą wpływów.
Hejt z sieci zamiast rozmowy o Zabrzu
Ośrodek dowodzenia tym nowym hejtem jest dobrze znany – profil „100 dni Żbika”, prowadzony przez Agnieszkę Rupniewską, byłą prezydentkę Zabrza, odwołaną w referendum. Tam codziennie publikowane są złośliwe komentarze, grafiki i wpisy uderzające w obecne władze.

Jednak prawdziwym centrum tej operacji jest grupa „Kochamy Zabrze”, również administrowana przez Rupniewską. To właśnie tam – w gronie wiernych sympatyków byłej władzy – udostępniane są wszystkie posty z „100 dni Żbika”. Dyskusje przypominają bardziej przedłużenie kampanii niż debatę o mieście: zero konkretów, za to pełno emocji, pogardy i hejtu.

Komentarze w stylu: „prezydent nic nie robi”, „boi się decyzji”, „Zabrze tonie” – to codzienny repertuar. Tymczasem nie znajdziemy tam ani jednej propozycji rozwiązania problemu, żadnego projektu, żadnych faktów. To polityczny teatr frustracji, w którym dawni gracze próbują wrócić do gry, tym razem przez Facebooka.
„Wiedzą lepiej”, ale sami zawiedli
Trudno oprzeć się wrażeniu, że dziś to właśnie Agnieszka Rupniewska i Krzysztof Lewandowski stali się głównymi recenzentami rzeczywistości, choć oboje mieli już okazję pokazać, co potrafią.
Rupniewska – odwołana przez mieszkańców w demokratycznym referendum. Lewandowski – wieloletni samorządowiec, który przez lata współtworzył lokalny układ władzy, a dziś znowu „wie lepiej”, jak zarządzać miastem.
To właśnie oni – w duecie z kilkoma dawnymi działaczami – budują narrację, że Kamil Żbikowski jest „zbyt wolny”, „nieudolny”, „niegotowy”. Ale w rzeczywistości chodzi o coś prostszego: utracone wpływy i przerwany układ zależności.

Górnik Zabrze to nie karta przetargowa
Symbolem tej medialno-politycznej wojny stał się temat Górnika Zabrze. W sieci powielane są hasła o „sprzedaży za darmo” i „blokowaniu inwestora”, jakby prywatyzacja klubu była transakcją jednodniową.
Każdy, kto zna realia finansowe, wie, że proces sprzedaży spółki sportowej wymaga czasu: audytu, wyceny, negocjacji i zabezpieczeń. Oddanie klubu „za darmo”, jak sugerują niektórzy celebryci i ich zaplecze medialne, byłoby nie tylko nieodpowiedzialne, ale i sprzeczne z interesem publicznym.
Dlatego decyzja Kamila Żbikowskiego o ostrożnym podejściu do tego tematu to nie słabość – to przejaw rozsądku. Ale rozsądek nie ma przebicia w świecie Facebooka, gdzie liczy się szybki mem i lajki od znajomych z byłego ratusza.

Zabrze potrzebuje nowego rozdziału, nie powrotu do starych układów
Krytyka władzy – tak, zawsze. Ale nie wtedy, gdy służy zemście. Nie wtedy, gdy budują ją ci sami ludzie, których mieszkańcy już raz odrzucili w referendum.
Zabrze ma do zrobienia rzeczy ważniejsze niż internetowe wojny: inwestycje, budżet, klub Górnik, rewitalizacje, nową energię samorządową. Nie da się tego osiągnąć, jeśli miasto będzie tonąć w hejcie i jałowych dyskusjach.
Jeśli ktoś naprawdę kocha Zabrze, niech to pokaże – nie przez wpisy, tylko przez działanie.






Dodaj komentarz